sobota, 8 września 2012

Szklarska Poręba


Witajcie!
Jak już wiecie, będziemy tutaj pisać o podróżach tych dalszych i bliższych. Dla zmotoryzowanych i lubiących inne środki transportu. Niestety na razie będzie to tylko w granicach naszego pięknego kontynentu, ale może kiedyś uda nam się spełnić nasze marzenia i wyruszymy gdzieś dalej! Jedno możemy Wam obiecać! Na pewno nie będziecie się z nami nudzić!
Opis swoich voyage’y zaczniemy od dosyć banalnego miejsca jakim jest Szklarska Poręba! Prawie każdy mieszkaniec Dolnego Śląska chodź raz odwiedził wodospad Szklarka lub Kamieńczyk. Jednakże to za mało by dostrzec piękno tego miejsca!

Dzień 1
Standardowo wyruszyliśmy z Wrocławia o godzinie siódmej, by wczesną porą dotrzeć do celu i wyruszyć w góry. I w tym momencie kończy się wszystko co można nazwać standardem! Pięć kilometrów po włączeniu się na autostradową obwodnicę Wrocławia, zorientowaliśmy się, że nie mamy treków. No nic. Trzeba wracać, ale zanim dojedziemy do następnego zjazdu z obwodnicy, mija trochę czasu! Po pół godzinie z powrotem włączamy się do ruchu na obwodnicy, mając nadzieje, że w naszym bagażniku znajduje się już wszystko czego potrzebujemy do wędrówek i obieramy kurs na A4, później Jelenia i heja do Szklarskiej! Po zjezdzie z A4, tankujemy na stacji Shell w Strzegomiu gdzie są bardzo przyjemne ceny J  i dalej na Jelenią Górę! No cóż, za Kaczorowem czeka nas następna niespodzianka! Objazd z powodu zerwanych mostów. A minuty uciekają! Nasz opóźniony przyjazd opóźnia się jeszcze bardziej! Bardziej nas to bawi niż martwi!
11:00! Hurrrra!! Docieramy do celu! Szybki rozładunek w bardzo kameralnym, ale jakże sympatycznym pensjonacie „Ponderosa” i plecak na plecy, kije w ręce, treki na nogi i na Szrenicę! Tutaj proponujemy podjechać samochodem na parking pod Kamieńczykiem. W pobliżu hotelu Bornit są darmowe miejsca J . Stąd czerwonym szlakiem udajemy się na Szrenicę, z krótkim postojem na napoje przy schronisku Kamieńczyk, skąd rozpościera się piękny widok na Izery. Po krótkim postoju, uzupełnieniu płynów i strzeleniu sobie fotek, ruszamy dalej. Powyżej Kamieńczyka zaczyna się Karkonoski Park Narodowy (KPN) i przy braku szczęścia trzeba uiścić opłatę w wysokości 2,50 zł za bilet ulgowy i 5 zł za bilet normalny. W swoim tempie po godzinie czasu docieramy na hale pod Szrenicą po drodze zachwycając się pięknymi widokami i jagodami. Oczywiście bez kosztowania, bo to nie dozwolone w KPN J  Regeneracja sił i dalej w drogę! Trochę goni nas czas, ponieważ naszym głównym celem pierwszego dnia jest dotarcie do źródeł Łaby po czeskiej stronie Karkonoszy. Nasza droga dalej prowadzi czerwonym szlakiem i omijamy szczyt Szrenica południową stroną. Dla chcących spróbować pysznych naleśników z jagodami proponujemy wędrówkę zielonym szlakiem na sam szczyt. Chociaż osobiście uważamy, że najlepsze naleśniki z jagodami są w Chatce Górzystów w górach Izerskich, ale o tym później! Tak więc podróżujemy dalej czerwonym szlakiem, mijamy Świńskie Skałki, mokrą przełęcz, która jest akurat sucha i przy Twarożniku odbijamy żółtym szlakiem do Czech! Po około 500 m można spróbować czeskiego piwa w Voseckiej bouda (ach ten czeski językJ). Tutaj czeska rodzinka na rowerach nas zagaduje, początkowo rozumiemy, że nie wolno iść dalej szlakiem (co prawda były jakieś chmurki na niebie, ale nic groźnego), jednak gdy przechodzimy na język migowy dowiadujemy się, że chodzi o zrobienie zdjęcia! Oczywiście nie odmawiamy. Konwersacja ta tak nas rozśmiesza i wprawia w dobre humory, że zapominamy o spróbowaniu czeskiego piwa i ruszamy w dalszą drogę, tym razem zielonym szlakiem do źródeł Łaby. Urokliwym ścieżką podążamy około 50 minut i docieramy do kolejnego rozdroża i według znaków kierujemy się do upragnionego celu. Około szesnastej docieramy do źródeł! Gdzie spotykamy dwie zakonnice. Hmmm, może to jakieś święte miejsce? W każdym bądź razie opróżniamy nasze plecaki z całego naszego pokarmu i po nacieszeniu się widokami udajemy się w podróż powrotną! Wracamy żółtym szlakiem do Polski i głównym szlakiem sudeckim wracamy na hale Szrenicką. Tutaj już bez żadnych niespodzianek, cały czas w dół szlakiem czerwonym prosto do naszego samochodu i do pensjonaciku na obiadek!


Dzień 2     
Gdy udaje nam się zwlec z łóżka, a wbrew pozorom nie jest to środek dnia, a dopiero ósma rano, robimy sobie szybkie i pożywne śniadanie z jajecznicy i o dziewiątej wyruszamy na szlak. Hmmm, jak na nas to niezły wynik! Tym razem nie mamy zamiaru płacić za bileciki i pierwszym naszym celem tego dnia jest schronisko „Pod Łabskim Szczytem”. Samochodem podjeżdżamy na parking (darmowy) koło muzeum mineralogicznego i żółtym szlakiem udajemy się w górę! Początkowo trasa prowadzi utwardzoną drogą, jednakże po około 30 minutach zaczyna sprawiać trudności i bez dobrego obuwia można nabawić się kontuzji! Po około 90 minutach lądujemy w schronisku skąd roztacza się piękny widok w którą stronę, by się nie popatrzyło! Regenerujemy tutaj siły, uzupełniamy zapasy wody, bo tego dnia na naszej trasie już nie będzie żadnych schronisk. Wypoczęci i pełni sił, zgodnie ruszamy zielonym szlakiem pod Śnieżne Kotły. Trasa nie należy do najłatwiejszych, a ogromne skały utrudniają poruszanie się z kijkami trekking-owymi. Niewiele myśląc, składamy je i chowamy do plecaka! Od razu przyjemniej się idzie! Spokojnie, podziwiając przepiękne widoki i roślinność poruszamy się w upragnionym kierunku. Po drodze obserwując niebo, zaczynają nas nachodzić pewne obawy czy tego dnia wrócimy susi J  Bliżej już niż dalej, więc nie ma co marudzić i idziemy dalej! Po długiej wędrówce i co by tu nie kryć, zmęczeni, osiągamy cel! Tutaj to już tylko dłuższa regeneracja! Jesteśmy w Raju! Nie ruszamy się stąd! Siedzimy nad polodowcowymi stawami „Śnieżne Stawki”, zajadamy kanapki i podziwiamy jeden z dwóch Śnieżnych Kotłów na szczycie którego jest Radiowo Telewizyjne Centrum Nadawcze, a w zakamarkach tego Wielkiego kotła leży jeszcze śnieg. Nasze beztroskie chwile przerywa, nieubłagalnie zbliżająca się burza! Nie ma na co czekać. Nogi w buty, śmieci do plecaka i trzeba uciekać w niższe partie gór, bo tutaj jesteśmy widoczni jak na dłoni! Ostatnie spojrzenie przez ramię na ten karkonoski raj i udajemy się w kierunku „Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem”. Gdy tam dochodzimy, jesteśmy już całkiem mokrzy. Stamtąd czerwonym równolegle z niebieskim szlakiem w dół. Ukryci między drzewami już trochę mniej obawiamy się walących co chwile piorunów, ale niepokój nadal pozostaje. Po około 20 minutach szlaki rozdzielają się i podążamy już samotnie czerwonym szlakiem spowrotem do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Szlak prowadzi przepiękną i trochę zarośniętą ścieżką. Widać, że nie jest popularny, a szkoda! Dla nas lepiej, więcej jagód! J Po jakiś 15 minutach od rozdzielenia się z niebieskim, burza oddala się i znów wychodzi słońce, które nie żałuje promieni. Rozglądamy się za tęczą, ale na próżno. Za to otacza nas rzadko spotykany widok parującej roślinności i skał. Cali przemoknięci zarządzamy dłuższy postój, ściągamy kurtki, rozkładamy na skałach i w mgnieniu oka nam zaczynają schnąć! Po zregenerowaniu sił wyruszamy w powrotną drogę. Cały czas czerwonym szlakiem, który urokliwie nas prowadzi pod samo schronisko. Stąd już utartym szlakiem na dół i do pensjonatu! Trochę tych kilometrów nam tego dnia przybyło J