Witajcie!
Jak już wiecie, będziemy tutaj pisać o podróżach tych
dalszych i bliższych. Dla zmotoryzowanych i lubiących inne środki transportu.
Niestety na razie będzie to tylko w granicach naszego pięknego kontynentu, ale
może kiedyś uda nam się spełnić nasze marzenia i wyruszymy gdzieś dalej! Jedno
możemy Wam obiecać! Na pewno nie będziecie się z nami nudzić!
Opis swoich voyage’y zaczniemy od dosyć banalnego miejsca
jakim jest Szklarska Poręba! Prawie każdy mieszkaniec Dolnego Śląska chodź raz
odwiedził wodospad Szklarka lub Kamieńczyk. Jednakże to za mało by dostrzec
piękno tego miejsca!
Dzień 1
Standardowo wyruszyliśmy z Wrocławia o godzinie siódmej, by
wczesną porą dotrzeć do celu i wyruszyć w góry. I w tym momencie kończy się
wszystko co można nazwać standardem! Pięć kilometrów po włączeniu się na
autostradową obwodnicę Wrocławia, zorientowaliśmy się, że nie mamy treków. No nic.
Trzeba wracać, ale zanim dojedziemy do następnego zjazdu z obwodnicy, mija
trochę czasu! Po pół godzinie z powrotem włączamy się do ruchu na obwodnicy,
mając nadzieje, że w naszym bagażniku znajduje się już wszystko czego
potrzebujemy do wędrówek i obieramy kurs na A4, później Jelenia i heja do
Szklarskiej! Po zjezdzie z A4, tankujemy na stacji Shell w Strzegomiu gdzie są
bardzo przyjemne ceny J i dalej na Jelenią Górę! No cóż, za
Kaczorowem czeka nas następna niespodzianka! Objazd z powodu zerwanych mostów.
A minuty uciekają! Nasz opóźniony przyjazd opóźnia się jeszcze bardziej!
Bardziej nas to bawi niż martwi!
11:00! Hurrrra!! Docieramy do celu! Szybki rozładunek w
bardzo kameralnym, ale jakże sympatycznym pensjonacie „Ponderosa” i plecak na
plecy, kije w ręce, treki na nogi i na Szrenicę! Tutaj proponujemy podjechać
samochodem na parking pod Kamieńczykiem. W pobliżu hotelu Bornit są darmowe
miejsca J .
Stąd czerwonym szlakiem udajemy się na Szrenicę, z krótkim postojem na napoje
przy schronisku Kamieńczyk, skąd rozpościera się piękny widok na Izery. Po
krótkim postoju, uzupełnieniu płynów i strzeleniu sobie fotek, ruszamy dalej.
Powyżej Kamieńczyka zaczyna się Karkonoski Park Narodowy (KPN) i przy braku
szczęścia trzeba uiścić opłatę w wysokości 2,50 zł za bilet ulgowy i 5 zł za
bilet normalny. W swoim tempie po godzinie czasu docieramy na hale pod Szrenicą
po drodze zachwycając się pięknymi widokami i jagodami. Oczywiście bez
kosztowania, bo to nie dozwolone w KPN J Regeneracja sił i dalej w drogę! Trochę goni
nas czas, ponieważ naszym głównym celem pierwszego dnia jest dotarcie do źródeł
Łaby po czeskiej stronie Karkonoszy. Nasza droga dalej prowadzi czerwonym
szlakiem i omijamy szczyt Szrenica południową stroną. Dla chcących spróbować
pysznych naleśników z jagodami proponujemy wędrówkę zielonym szlakiem na sam
szczyt. Chociaż osobiście uważamy, że najlepsze naleśniki z jagodami są w
Chatce Górzystów w górach Izerskich, ale o tym później! Tak więc podróżujemy
dalej czerwonym szlakiem, mijamy Świńskie Skałki, mokrą przełęcz, która jest
akurat sucha i przy Twarożniku odbijamy żółtym szlakiem do Czech! Po około 500
m można spróbować czeskiego piwa w Voseckiej bouda (ach ten czeski językJ). Tutaj czeska
rodzinka na rowerach nas zagaduje, początkowo rozumiemy, że nie wolno iść dalej
szlakiem (co prawda były jakieś chmurki na niebie, ale nic groźnego), jednak
gdy przechodzimy na język migowy dowiadujemy się, że chodzi o zrobienie
zdjęcia! Oczywiście nie odmawiamy. Konwersacja ta tak nas rozśmiesza i wprawia w
dobre humory, że zapominamy o spróbowaniu czeskiego piwa i ruszamy w dalszą
drogę, tym razem zielonym szlakiem do źródeł Łaby. Urokliwym ścieżką podążamy
około 50 minut i docieramy do kolejnego rozdroża i według znaków kierujemy się
do upragnionego celu. Około szesnastej docieramy do źródeł! Gdzie spotykamy dwie
zakonnice. Hmmm, może to jakieś święte miejsce? W każdym bądź razie opróżniamy
nasze plecaki z całego naszego pokarmu i po nacieszeniu się widokami udajemy
się w podróż powrotną! Wracamy żółtym szlakiem do Polski i głównym szlakiem
sudeckim wracamy na hale Szrenicką. Tutaj już bez żadnych niespodzianek, cały
czas w dół szlakiem czerwonym prosto do naszego samochodu i do pensjonaciku na
obiadek!
Dzień 2
Gdy udaje nam się zwlec z łóżka, a wbrew pozorom nie jest to
środek dnia, a dopiero ósma rano, robimy sobie szybkie i pożywne śniadanie z jajecznicy
i o dziewiątej wyruszamy na szlak. Hmmm, jak na nas to niezły wynik! Tym razem
nie mamy zamiaru płacić za bileciki i pierwszym naszym celem tego dnia jest
schronisko „Pod Łabskim Szczytem”. Samochodem podjeżdżamy na parking (darmowy)
koło muzeum mineralogicznego i żółtym szlakiem udajemy się w górę! Początkowo
trasa prowadzi utwardzoną drogą, jednakże po około 30 minutach zaczyna sprawiać
trudności i bez dobrego obuwia można nabawić się kontuzji! Po około 90 minutach
lądujemy w schronisku skąd roztacza się piękny widok w którą stronę, by się nie
popatrzyło! Regenerujemy tutaj siły, uzupełniamy zapasy wody, bo tego dnia na
naszej trasie już nie będzie żadnych schronisk. Wypoczęci i pełni sił, zgodnie
ruszamy zielonym szlakiem pod Śnieżne Kotły. Trasa nie należy do
najłatwiejszych, a ogromne skały utrudniają poruszanie się z kijkami
trekking-owymi. Niewiele myśląc, składamy je i chowamy do plecaka! Od razu przyjemniej
się idzie! Spokojnie, podziwiając przepiękne widoki i roślinność poruszamy się
w upragnionym kierunku. Po drodze obserwując niebo, zaczynają nas nachodzić
pewne obawy czy tego dnia wrócimy susi J Bliżej już niż dalej, więc nie ma co marudzić
i idziemy dalej! Po długiej wędrówce i co by tu nie kryć, zmęczeni, osiągamy
cel! Tutaj to już tylko dłuższa regeneracja! Jesteśmy w Raju! Nie ruszamy się
stąd! Siedzimy nad polodowcowymi stawami „Śnieżne Stawki”, zajadamy kanapki i
podziwiamy jeden z dwóch Śnieżnych Kotłów na szczycie którego jest Radiowo
Telewizyjne Centrum Nadawcze, a w zakamarkach tego Wielkiego kotła leży jeszcze
śnieg. Nasze beztroskie chwile przerywa, nieubłagalnie zbliżająca się burza!
Nie ma na co czekać. Nogi w buty, śmieci do plecaka i trzeba uciekać w niższe
partie gór, bo tutaj jesteśmy widoczni jak na dłoni! Ostatnie spojrzenie przez
ramię na ten karkonoski raj i udajemy się w kierunku „Rozdroża pod Wielkim
Szyszakiem”. Gdy tam dochodzimy, jesteśmy już całkiem mokrzy. Stamtąd czerwonym
równolegle z niebieskim szlakiem w dół. Ukryci między drzewami już trochę mniej
obawiamy się walących co chwile piorunów, ale niepokój nadal pozostaje. Po
około 20 minutach szlaki rozdzielają się i podążamy już samotnie czerwonym
szlakiem spowrotem do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Szlak prowadzi
przepiękną i trochę zarośniętą ścieżką. Widać, że nie jest popularny, a szkoda!
Dla nas lepiej, więcej jagód! J
Po jakiś 15 minutach od rozdzielenia się z niebieskim, burza oddala się i znów
wychodzi słońce, które nie żałuje promieni. Rozglądamy się za tęczą, ale na
próżno. Za to otacza nas rzadko spotykany widok parującej roślinności i skał.
Cali przemoknięci zarządzamy dłuższy postój, ściągamy kurtki, rozkładamy na
skałach i w mgnieniu oka nam zaczynają schnąć! Po zregenerowaniu sił wyruszamy
w powrotną drogę. Cały czas czerwonym szlakiem, który urokliwie nas prowadzi
pod samo schronisko. Stąd już utartym szlakiem na dół i do pensjonatu! Trochę
tych kilometrów nam tego dnia przybyło J